piątek, 15 marca 2013

Nie rozpieszcza nas

ostatnio życie...
Właśnie wychodzę z jelitówki...Małżonek też przeszedł...zaraził mnie,na szczęście dzieci się trzymają,może dzięki szczepionką na Rota...nie wiem ale Bóg zapłac za to?
Dwa dni męki pańskiej...nie wyobrażalny wysiłek zaprowadzenia dziecka do przedszkola w takim stanie.Rzecz jasna z drugim uwieszonym przy boku...trzymanym jedną ręką bo druga musi byc Gabki...po schodach...na górę,słabo...rozbieranie...gorąco...słabo...heroizm...to cud że naie padłam tam na twarz...
Odbiór oczywiście ten sam skład...Na teściówkę nie było co liczyc bo jakaś pompa ciśnieniowa w Lidlu była do studni i trzeba było z rana wywiac by byc pierwszym pod sklepem...
Nigdy wcześniej  owy stan zatrucia mnie nie nawiedził,połączony z dreszczami...łamaniem w kościach i ogólnym rozbiciem...odjazd...myślałam że umrę...małżonek jak zbawiciel po pracy przyszedł z odsieczą...ukłony w jego stronę tym razem...
Wczoraj jeszcze nocka...ledwo przeżyłam,powrót szósta...dzieciaki oczy szeroko otwarte...więc se nie przysnęłam...ale po powrocie z przedszkola przytuliłyśmy się z Melusią i nawet nie wiem kiedy odpłynęłyśmy obie...
Los nie rozpieszcza...
Koks się skończył...kasa...auto...coś się tam wygięło czy wgięło,pod zderzakiem trzeba wymienic...300zł...
Ja nie mogę się pozbierac po tej jelitówce...najgorsze już za mną ale żołądek nadal boli...jedyna zaleta z tej przypadłości to fakt utraty wagi...i dojście do 59...Myślę że naet będzie mniej bo wciąż nie mogę jesc...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz