środa, 27 lutego 2013

Dwie dziewczynki-dwa kucyki




klony?Może i tak widac podobieństwo w końcu siostry...Amelia papuśniejsza...i zdecydowanie włosy dłuższe niż Gabrysia w jej wieku...

wtorek, 26 lutego 2013

Amelia


Z rówieśnicą


O edukacji...

Dziś przy okazji zawiezienia dziewczyn do przedszkola skorzystałam z okazji by zamienic z panią przedszkolanką parę słów...w sumie sprawa początkowo dotyczyła Gabki,która wieczorem stwierdziła w płaczu,że nie lubi Pani od rytmiki...bo ją popchnęła...i że nie pójdzie do przedszkola...i że nie można sikac w czasie zajęc,a jej sie chce...i że pani mówi,że się zagapia i wogóle trochę dramatycznie było...Kwiestia ta została wyjaśniona...i mam nadzieje,że z dzisiejszymi zajęciami nie będzie problemu ale to się okarze...
W rozmowie z Panią...zszokowałam się,albowiem zupełnie nie byłam świadoma faktu iż nasze dzieci czyli teraźniejsze czterolatki...w przyszłym roku idą jeszcze do pięciolatków...a później od razu do szkoły...omijając tzw.zerówkę.Pierwsza klasa...Jestem w szoku bo myślałam,że nasz rocznik czyli 2008 jeszcze ma wybór...ale nie???
Przeraża mnie owy fakt.Nie sądzę by moja Gabrysia się nadawała wówczas do pójścia do szkoły...zwłaszcza emocjonalnie...Ona jest wrażliwcem...jest typem obserwatora...nieśmiała...i trochę zamknięta w sobie...jak ona da radę...wierze,że da...bo wirze w nią...bo i ja też taka właśnie byłam...i poradziłam sobie.Ale boję się...bo wiem jak jej będzie ciężko z własnego doświadczenia i jak pewne rzeczy będzie przeżywac....
Nie wiem co mam sobie o tym myślec...

poniedziałek, 25 lutego 2013

Kilka słów

Jestem.Żyje.
Wstaje otwieram oczy i próbuje przetrwac do wieczora...choc i on czasem nie jeste zbawienny gdy pora isc do pracy..a później wrócic...i nie odespac...
Nie narzekam na pracę.Lubie ją.I niedługo niestety chyba stracę bo chodzą pogłoski,że umowy nie będą przedłużane i z dniem 20 kwietnia chyba zostanę znów matką bezrobotną...ale łudzę się jeszcze,ma nadzieję bo fajnie jest miec swoje pieniądzę...
Praca,pracą...ale dzieciaki to istna orka.Nawet nie chce mi się w to zagłębiac...ja się chyba nie nadaję do tego wszystkiego,ale niestety za późno na takie stwierdzenie.Tkwię w jakimś wariatkowie...obłędzie...w którym rządzą one...
Czy u innych jest podobnie...?
Chciałabym schowac się na parę dni w szafie w jakimś dzieciatym domu i zobaczyc jak żyją inni...bo to co się u mnie czasem dzieje przechodzi ludzkie pojęcie...
Walka...
Starszaczka ma swoje humory...często zostaje w domu,bo ja po nocce nie mam siły zapakowac ich dwóch by ją odwieśc do przedszkola...dają popalic...drą się...przekomarzają...rozwalają...śmiecą...brudzą...non stop czegoś chcą...
Gdy chcę miec chwilę spokoju starszej włącze bajkę,ale młodsza zaraz prz niej...przełacza,wyłącza i przeszkadza...ryk,krzyk...na nowo...cyrki...od rana do nocy...
Puzle lubi układac starsza...no ale niestety przy Melucie niemożliwe...bo zżera wszystko....Rysowanie...Gabka uwielbia...Mela też-po ścianach...
To wyleją...to poplamią...biegają...tupią tymi girami jak stado koni...a mi w głowie huczy...
Ja jak zdarta płyta...nie rób,zejdz...zostaw nie ruszaj...wyjdz...wyjmij to z buzi...nie wkładaj do ucha...nosa...co robisz dziewczyno?
Sama...ojciec pracuje...w pracy...po pracy...to ważne...bo pieniądze są ważne...
Ekg mam złe...stresy...ciśnienie...grożące zapaści...jestem przybita i zmęczona...nimi sobą...pogodą...
W domu mnie wszystko denerwuje...marzę o wakacjach,a tym by gdzieś wyjechac...nie siedziec w garach...nie prac...nie prasowac...nie odkurzac...ale to złudne marzenie...bo matka urlopu nie ma.:(
Czekam wiosny,słońca...wychodzenia z domu...w bluzie i adidasach...spotykania ludzi uśmiechniętych i rozmów...o byle czym...

Lustro



Śmiech





Delicje




Flamastry




sobota, 9 lutego 2013

Jestem chora

dopadło mnie 38 stopni gorączki.Wczoraj w pracy  miałam 38.9...nafaszerowana lekami...trochę pomagały i jakoś wytrzymałam.
Nos zaskorupiały...skóra wręcz schodzi od ciągłego smarkania...No i nie wyśpisz się człowieku.Czyś zdowy czyś chory.
Wróciłam po 6.00 i spałam do 9.00 jeżeli można nazwac to snem...z dwójką dzieciów na grzbiecie...tarmoszących się i wijących po mnie...co rusz skaczących sobie do oczu tudzież śmiejących się do rozpuku...gdzie w danej chwili dla mnie bez znaczenia bo tak czy siak głośno było...i wkurwiająco.Od czasu do czasu jeszcze trzeba było udostępnic młodszej cycola...Wstałam gdy starszaczka stwierdziła...Mamo...jestem głodna...mamooooo!!!!!

A wczoraj...scenariusz podobny...Wiecie co,teściowa to nawet mi chleba nie kupiła wiedząc,że chora z dwójką dzieci...a ona na mieście była...No normalnie ręce opadają.A małżonek ok 17.00 wrócił...rano zostawił mi kartkę z informacją bym mu jaąś szybę odebrała...gdzieś tam...ale na sczczęście poradził sobie sam...Co to ja k...jestem multizadaniowiec...czy jakiś cyborg...?
Wieczorem trzeba było jechac po kawałek kromki chleba no i rzecz jasna po leki umożliwiające życie w takich warunkach...kto pojechał...Ja...?Dreszcze gorączka ale co tam...małżonek za bardzo zmęczony...
W samochodzie się poryczałam...bo to jest na prawdę takie smutne...mogę liczyc tylko i wyłącznie na siebie...

Marzenie.Znaleźc sobie norkę i schowac się w cipelutkiej pościeli....na przynajmniej parę dni.Uciec od dzieci...domu...i tego obłędu...

Nie daje rady...nie ogarniam...dre się...z niemocy...

wtorek, 5 lutego 2013

?

Ja nie wiem czy tylko w moim domu tak jest.Rozbrajają mnie stwierdzenia małżonka...

1.Umyłem CI garnki...
2.Uspałem CI dziecko....
3.Jak będziesz wylewac zupę do kibla uważaj by sobie go nie zabrudzic....

?
jaką mam pomoc...tylko dlaczego mnie to nie cieszy...?no dlaczego////
no kuźwa kpiny jakieś czy co...

Dzieci moje...syf też mój...no tak...jak coś zginie winowajca też jest oczywisty...
życ nie umierac...

poniedziałek, 4 lutego 2013

W chorobie

najgorsze w tym momencie dla mnie jeste nawrót ameluty do cyca...non stop.Ukajacz,uspokajacz...przytulacz to cyc.Mam wrażenie,że na nowo przechodzę laktacje...czuje jak mleko gromadzi mi się w kanałach i jest go na prawdę sporo.Zgrubienia,guzki...pojawiają się rano z przepełnienia.By miec świadomośc zupełną,przed i po pojeniem małego dojca zważyłam się...i co się okazało...że Melutek obębnił 700 gr...w sumie z dwóch cyców.Masakra jakaś.
Dziś jej odmówiłam tej ambrozji po południu bo ona to by chciała co chwilę.Ryk jakby prosię zażynali przez godzinę...i miej babo wolne...bo dziś jestem po nocce.Miałam inną wizję tego dnia...
Choroba już odpuszcza ale ciężko się podnieśc...i wrócic do standardu,a już na pewno żywieniowego...Nadal apetytów brak...A mi gotowac się odechciewa...więc nie gotuje...

piątek, 1 lutego 2013

Chorowanie

O ile chorowanie starszej jest do zniesienia...to młodsze dziecię jest po prostu obłędem...
Starsza leży ogląda w kółko świnkę peppe...pozwalam bo to wyjątkowy czas...przysypia,budzi się....coś przekąsi lub nie zje...poprzytula się...jest mało wymagająca i słodka...
Młodsza dla odmiany wisi na mnie mnie nieustannie...kwiląc...szarpiąc...i dojąc...non stop...do bólu...rzecz jasna mojego...Tego karmienia piersią obecnie mam po dziurki w nosie...choc z drugiej strony w takowej sytuacji przy braku apetytu człowiek sobie myśli...chociaż tego cyca poje...
Ciężko jest...o dziwo mnie nie rozłożyło...

Zapomniane


Tęsknota






za spacerami...za ciepłem...za takimi dniami jak tamten...