środa, 26 marca 2014

Co i jak

Myślałam,że w końcu uda mi się tu byc regularnie ale niestety brak konsekwencji,czasu i zmęczenie uniemożliwia  robic to co lubie.
W punktach co u nas.
-jesteśmy po rekrutacji do pierwszej klasy starszej siostry
-po 15 kwietnia rekrutacja do przedszkola młodszej siostry
-remont poddasza w toku-regipsy,sufity podwieszane...itp...
-Amelia odpieluszona
-Gabi umie wspisnac się po ściance,i robic fikołki na trzepaku
-w sobotę idziemy do cyrku..:)

Poza tym cieszymy się z pogody...wiosna...słońce,więcej spacerów...zdjęc.
W planach nauka starszej na rowerze o dwóch kółkach...kupno nowej hulajnogi i rolek...

Kwiecień zapowiada się ciężko w pracy...nadgodziny...ech,,,oby do przodu


wtorek, 11 marca 2014

Do pierwszej

klasy idzie moja starsza córka.
Jako sześciolatka bez wyboru,bo z pierwszej połowy roku.
Dziś w tej sprawie zebranie w szkole z Panią dyrektor i całą kadrą pedagogficzną...bo już od jutra przez 10 dni rekrutacja.
Moje nastawienie...optymistyczne muszę przyznac.Z zapewnień nauczycieli i samej p.dyrektor nie taki diabeł straszny...Wierzę...bo z natury tak mam,że zawierzam...do puki się nie sparzę...lekarzom,nauczycielom,ludziom.A przede wszystkim wierze z swoje dziecko.
Da radę.Pewnie,że mam obawy...ale nie pod względem edukacji...raczej pod względem emocji.Straszny z niej wrażliwiec...jest skryta...nie lubi się wybijac...raczej stoi z boku...taki mały wnikliwy obserwator.Nie od razu nawiązuje znajomości...potrzebuje więcej czasu.Ale lubi dzieci.Ma przyjaciół.
Da radę...bo jest mądra,dostrzega więcej niż inni właśnie przez swoją wrażliwośc i obserwacje.
Takim dobrym doświadczeniem pod tym kontem było puszczenie jej na półkolonie...w ferie...gdzie pokonała stres...mimo ciężkiego początku-z płaczem...koniec był rewelacyjny...uściski czułe z Paniami i chęc powrotu...do tego miejsca.
Poza tym ona ma tyle chęci do nauki...do literek...uwielbia książki...teatr...rysowanie i kolorowanie-robi to świetnie.I gry...co teraz jest numerem jeden.
Będzie dobrze.

sobota, 1 marca 2014

Starsza córka i półkolonie

Koniec.
Wczoraj zakończyły się półkolonie w których uczestniczyła moja starsza córka.Zorganizowane przez naszego księdza proboszcza...w domu parafialnym który z resztą sam założył gdy przybył do naszej dzielnicy.To człowiek pełen wartości,zmienił zupełnie moje nastawienie do kościoła...zbliżył na pewno,a może nawet nawrócił....i wiele też zrobił dla naszej mieściny.'
Jak było?Fajnie-tak mówi Gabrysia.
Ale pierwszy dzień był pełen emocjii...a nawet płaczu.Mój mały wrażliwiec.
Tuż przed wejściem na świetlice,po ściągnięciu bucików i kurtki...wybuchła.Jak ciężko mi było ją tam zostawic...bolało  patrzec na to jak próbuje tłumic emocje,powstrzymac łzy...a serce wyrywa jej z piersi...Lekko zawstydzona i przestraszona.
Wiem co czuła bo ja taka sama byłam...ale wiem też że musi próbowac...wierzyłam,że jej się spodoba.Wierzyłam w nią.I zostawiłam.
Cieszę się,że miałam racje.
Szłam z sercem na ramieniu o 14.00 by ją odebrac.Przywitała mnie z uśmiechem na buzi.Zadowolona i radosna.Moja dzielna dziewczynka.Pytałam z czyma ma problem,czego się boi...dzieci,miejsca pani?Odpowiedziała,że dzieci...bo ich nie zna,ma trudności z nawiązywaniem kontaktu...musi się najpierw oswoic i potrzebuje więcej czasu.
I tak było już do końca całe pięc dni.Byli grupą w kinie na "lego przygoda",byli na wycieczce na lotnisku,gdzie widzieli jak się przeprowadza odprawy,pokaz straży pożarnej...i wnętrze samolotu...
Co dziennie rysowali,grali w piłkarzyki...układali klocki...wychodzili na plac zabaw.Integrowali się ze sobą...i dobrze bawili.Gabrysia polubiła tamto miejsce,i o to mi też chodziła,będziemy chodzic co czwartek...polubiła też i panie...pożegnała je wielkim uściskiem...
A co najważniejsze na pewno przezwyciężyła pewną swoją słabośc.
Jestem dumna.


piątek, 14 lutego 2014

Plany

Dziś walentynki...ale nie o walentynkach będzie...nie obchodzę z racji posiadania antywalentynkowego małżonka...
Mowa o feriach...które tuż tuż...i planuje czas mimo choroby.Dla odmiany mojej...zatoki.
Trzeci rok z rzędu...dwa tygodnie walki...poległam od dziś antybiotyk.
Ale ferie od przyszłego tygodnia zaczynamy...i wolne od Gabrysiowego przedszkola...Właściwie zaczynamy już od niedzieli-spektaklem w teatrze...pt"Tomcio paluch".
Muszę nadmienic,że do teatru chodzimy raz w miesiącu.Księżniczka na ziarnku grochu,brzydkie kaczątko,calineczka,arka,jak mikołaj urwał się z choinki.To tytuły które dziewczyny znają...Uwielbiają tam chodzic...ku mojemu zaskoczeniu młodszy egzemplarz mimo młodego wieku 2,5...siedzi jak zaczarowany...nawet dwie godziny...kiedyś było to dla mnie niezrozumiałe teraz cieszy mnie to że możemy wszyscy w ten sposób spędzac ze sobą czas.
W pierwszym tygodniu ferii na pewno zaliczymy jakiś plac zabaw typu kulki...bo dziewczyny już proszą i proszą od dłuższego czasu...zapewne w poniedziałek...zaliczymy wizytę u dziadków...spacery...wspólne pieczenie ciasta,ciastek...i pizzy-to ostatnie jutro...zakupy ciuchowe dla nich...malowanie farbami...kolorowanie...czytanie...miejmy nadzieje że aqapark również...
Drugi tydzień Gabrysia ma zarezerwowane półkolonie...w naszej dzielnicy...w domu przyparafialnym.Pięc dni po cztery godziny...w tym wyjście do kina i zwiedzanie lotniska,z wejściem na pokład samolotu.
Oby nam tylko zdrowie dopisało...

poniedziałek, 27 stycznia 2014

piątek, 10 stycznia 2014

Obecnie L4

chorujemy...angina starszej.
Wczoraj lekarz.Wczoraj też walka z myślami.Dostałam L4 na nią do poniedziałku.Iśc nie iśc...ciągle dudniło w głowie.Pracuje ponad rok...dopiero i aż...Na zwolnienia nie chodziłam i nie zwykłam chodzic.Sama z gorączką na nocce byłam.Ale dzieci to inna sprawa...
Tak oczywiście jest mąż...ale tata to nie mama,no i na drugi dzień małżonek idzie do pracy a ty babo po dwóch nocka z rzędu nie odespanych rzecz jasna,miej siłę na opiekę nad marudzącym...zgoroączkowanym maluchem...
Nie wiem czy dobrze zrobiłam.Ale gdy zobaczyłam ją po powrocie z apteki wtuloną w tatusiową pierś...rozgrzaną ...a później gdy wczepiła się we mnie...nie umiałam inaczej...prosiła zostań mamo...i zostałam.Do poniedziałku jestem z nią...z nimi dwiema w domu i już.Inni chodzą na zwolnienia by nawet odpocząc...i niczym się nie przejmują,a ja mam jakieś zawsze obiekcje...zależy mi na tej pracy wiadomo ale życie jet ważniejsze.
Antybiotyk niestety w użyciu.W nocu gorączka 39.2...ona półprzytomna,ja też okłady na głowę i nurofen...Melutek się wybudzał,myślałam ze i ją rozkłada ale na razie odpukac ok.
Ranek spokojny...jak gdyby nigdy nic.Katar...głowa i brzuszek trochę pobolewa.Ale bawi się...

Orszak trzech króli



Byliśmy.Co prawda spóźniliśmy się na sam przemarsz królów...bo starszaczka koniecznie musiała dokończyc kolorowac kolorowankę(kolorowanie to hit)...ale na koncercie "arki noego" byliśmy.
Dwie panny na baranach rodziców śledziły co się dzieje na scenie.Było tłoczno lecz przyjemnie.Zaliczyliśmy nawet spotkanie rodzinne...niespodziewane ale jakże miłe.Fajnie było was zobaczyc.
Mam nadzieje,że w nowym roku widywac się będziemy częściej.:)