poniedziałek, 4 lutego 2013

W chorobie

najgorsze w tym momencie dla mnie jeste nawrót ameluty do cyca...non stop.Ukajacz,uspokajacz...przytulacz to cyc.Mam wrażenie,że na nowo przechodzę laktacje...czuje jak mleko gromadzi mi się w kanałach i jest go na prawdę sporo.Zgrubienia,guzki...pojawiają się rano z przepełnienia.By miec świadomośc zupełną,przed i po pojeniem małego dojca zważyłam się...i co się okazało...że Melutek obębnił 700 gr...w sumie z dwóch cyców.Masakra jakaś.
Dziś jej odmówiłam tej ambrozji po południu bo ona to by chciała co chwilę.Ryk jakby prosię zażynali przez godzinę...i miej babo wolne...bo dziś jestem po nocce.Miałam inną wizję tego dnia...
Choroba już odpuszcza ale ciężko się podnieśc...i wrócic do standardu,a już na pewno żywieniowego...Nadal apetytów brak...A mi gotowac się odechciewa...więc nie gotuje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz